Koń - nasz przyjaciel ;) - Koń symbolem wolności (Magdalena Madejska)
 

Strona startowa
Księga gości
Rasy koni
Galeria
Chody koni
Opowiadania o koniach
=> Stary Człowiek i Konie (Anna Piróg Komorowska)
=> Hebanowy koń (Malwina Tylewicz)
=> Syn srebrnego pegaza (Joanna Cieślik)
=> Mój świat bez koni (Agnieszka Adamiec)
=> Moja przygoda z końmi (Katarzyna Bujarska)
=> Konie moim światem (Magdalena Greloch)
=> Moje i twoje strachy (Danuta Kwak)
=> Pogalopuj ze mną (Jolanta Nowakowska)
=> Koń – Mój przyjaciel, mój skarb (Olga Smaga
=> Koń symbolem wolności (Magdalena Madejska)
Wiersze o koniach
Przysłowia o koniach
Dyscypliny
Umaszczenia koni
Części ciała konia

Koń symbolem wolności
Magdalena Madejska




Życie jest trudne, pełne trosk i problemów. Każdego dnia człowiek zmaga się z przeciwnościami losu, z brakiem pieniędzy i wszechobecną głupotą innych ludzi.

Mam 25 lat. Nauczyłam się jeździć konno zanim jeszcze nauczyłam się chodzić.

Miłość do koni rozkwitała we mnie od najmłodszych lat. Całymi dniami przesiadywałam w stajni, czyszcząc; głaszcząc i patrząc na te przepiękne stworzenia. I tak przez dni, miesiące, lata….

Aż nadszedł ten wspaniały dzień! Kupiłam konia! Śliczną, grubiutką Kasztankę, z gwiazdeczką na czole i skarpeteczką na prawej tylniej nodze… Nie mogłam oderwać od niej wzroku, wciąż tylko patrzyłam na nią i przytulałam się do jej miękkiej sierści. Wieczorami wsiadałam na jej grzbiet aby pogalopować wśród traw i lasów. Cały czas powtarzałam sobie, że mam najpiękniejszego konia na świecie a ja byłam wtedy najszczęśliwszą osobą pod słońcem! I tak przez dni, miesiące….

Pewnego dnia zadzwonił telefon, byłam wtedy w pracy. Odebrałam, a w słuchawce odezwał się przerażony głos stajennego: „Przyjeżdżaj szybko, Twój koń miał wypadek…”

W pośpiechu wsiadłam do autobusu i czym prędzej pojechałam do stajni.

Na środku podwórka stała ona…..moja kochana Kasztanka….w kałuży krwi…

Powiedziano mi, że jej noga utknęła w ogrodzeniu na pastwisku i gdy chciała się wydostać – porozcinała skórę o porozrywała ścięgna. Wszyscy mówili: „..uśpij ją, z tego konia i tak już nic nie będzie…” Popatrzyłam na jej duże, mądre oczy i zadzwoniłam po weterynarza, najlepszego w Polsce!

Operacja się udała, krwotok zatrzymany, noga zaszyta, Kasztanka obudziła się z narkozy i nawet chodząc na trzech nogach wyglądała ślicznie! Potem sześć miesięcy rekonwalescencji, codzienne zastrzyki, zmiana opatrunku, spacerek na uwiązie, marchewka na obiad. I tak przez wiele dni, miesięcy…

Wkrótce zaczęły się moje kłopoty finansowe. Utrzymanie konia sporo kosztuje ale utrzymanie chorego konia jest okropnie drogie! Nie poddawałam się, odmawiałam sobie wszystkiego – ciuchów, kosmetyków – żeby tylko Kasztanka wyzdrowiała.

Nadeszła wiosna… Mogłam wreszcie pierwszy raz po kontuzji wsiąść na Kasztankę. Tu było wspaniałe uczucie! Te kilka okrążeń stępem sprawiło, że znów chciałam żyć. Przekonałam się, że podjęta przeze mnie decyzja o uratowaniu Kasztanki była słuszna. Codziennie wsiadałam na krótki spacer, potem na dłuższy, potem nawet mogłam zakłusować! I tak przez wiele dni….

„…Co się z Tobą dzieje Kasztanko?” – pomyślałam. „Wciąż kaszlesz i kaszlesz…”

Diagnoza - zapalenie płuc. Załamałam się… Przecież dbałam o nią bardziej niż o siebie! Codziennie witaminy, ciepła derka i przede wszystkim dużo miłości. Dlaczego właśnie Kasztanka? Co tu robić? Skąd wziąć pieniądze na leczenie? Skąd wziąć siłę gdy wszystko zaczyna tracić sens?

Pożyczyłam pieniądze i zadzwoniłam po weterynarza. „Moja droga Pani” – powiedział – „Mogę podjąć się leczenia ale będzie ono bardzo drogie i nie gwarantuje stuprocentowego wyleczenia”. No to ładnie – pomyślałam. Cały czas pod górę, ciągle mam jakieś przeciwności, wciąż muszę zmagać się z problemami, podejmować trudne decyzje.

Po co to wszystko? Po co mi ten koń? Jaki to ma w ogóle sens? Tysiące pytań chodziło mi po głowie gdy nagle usłyszałam głos: ”Proszę Pani, leczymy?” . „Leczymy!” – odpowiedziałam, chociaż wcale nie byłam przekonana do moich słów…

Przez dwa miesiące Kasztanka musiała znosić wszystkie zabiegi, które miały jej pomóc powrócić do zdrowia. Codziennie zastrzyki, inhalacja, spacerek, na obiad jabłuszka a na kolację marchewka. I tak przez wiele dni…

Coraz częściej siadałam na środku pastwiska, po którym chodziła Kasztanka, i myślałam….Kiedy skończy się moja zła passa? Skąd wziąć pieniądze na pensjonat?

A przecież muszę jeszcze wykupić antybiotyk… A może skończę już z tym wszystkim? Sprzedam Cię Kasztanko, znajdę Ci właściciela, którego będzie stać na Twoje leczenie. Poszukam kogoś, kto otoczy Cię takim samym uczuciem jak ja. Łzy spływały mi po policzkach na samą myśl o rozstaniu z nią… A Kasztanka tylko odganiała się od much ogonem i raz po raz spoglądała na mnie zza traw.

Pewnego dnia usłyszałam taką historię:

”Było to daleko stąd na pewnej farmie. Któregoś dnia koń farmera wpadł do głębokiej studni. Zwierzę rżało żałośnie godzinami, podczas gdy farmer zastanawiał się, co zrobić. W końcu farmer zdecydował. Zwierzę było stare a studnię i tak trzeba było zasypać. Nie warto było wyciągać z niej konia. Zwołał wszystkich swoich sąsiadów do pomocy. Wzięli łopaty i zaczęli zasypywać studnię śmieciami i ziemią. Z początku koń zorientował się, co się dzieje i zaczął rżeć przerażony. Nagle, ku zdumieniu wszystkich, koń uspokoił się. Kilka łopat później farmer zajrzał do studni. Zdumiał się tym, co zobaczył. Za każdym razem, gdy kolejna porcja śmieci spadała na koński grzbiet, ten robił coś niesamowitego. Otrząsał się i wspinał o krok ku górze. W miarę, jak sąsiedzi farmera sypali śmieci i ziemię na zwierzę, ono otrzepywało się i wspinało o kolejny krok. Niebawem wszyscy ze zdumieniem zobaczyli, jak koń przeskakuje krawędź studni i szczęśliwy, oddala się truchtem!”

Jaki z tego morał? Życie będzie zasypywać Cię śmieciami, każdym rodzajem brudów.
Sposób, aby wydostać się z dołka, to otrząsnąć się i iść w górę.

Każdy z naszych kłopotów to jeden stopień ku wolności...

Zrozumiałam, że nie ma sensu zamartwiać się i użalać się nad sobą. Postanowiłam coś zrobić, coś zmienić w swoim życiu. Dla siebie, dla Kasztanki! Zmieniłam pracę, pomalutku spłacałam długi. Teraz zarabiam tyle, że stać mnie na najlepszą paszę i witaminy, mam za co zapłacić pensjonat i nie martwię się o jutro. Wystarcza nawet na kosmetyki!

Myśl, że mogłabym pozbyć się Kasztanki była najgłupszą z wszystkich , jakie wymyśliłam! Kasztanka nadaje mojemu życiu sens, przy niej czuję się szczęśliwa, przy niej zapominam o wszystkich kłopotach. Każda chwila z nią spędzona jest niesamowita. Mam nadzieję, że również moje dzieci będą przesiadywały całe dnie w stajni, czyszcząc i głaszcząc Kasztankę…

Nie poddawajcie się Kochani! Zawsze jest wyjście z sytuacji! Trzeba tylko znaleźć sens z życiu, znaleźć cel i uparcie do niego dążyć!



Zawartość nowej strony
Dzisiaj stronę odwiedziło już 15 odwiedzający (21 wejścia) tutaj!
 
Kochajmy konie ! Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja