Koń - nasz przyjaciel ;) - Syn srebrnego pegaza (Joanna Cieślik)
 

Strona startowa
Księga gości
Rasy koni
Galeria
Chody koni
Opowiadania o koniach
=> Stary Człowiek i Konie (Anna Piróg Komorowska)
=> Hebanowy koń (Malwina Tylewicz)
=> Syn srebrnego pegaza (Joanna Cieślik)
=> Mój świat bez koni (Agnieszka Adamiec)
=> Moja przygoda z końmi (Katarzyna Bujarska)
=> Konie moim światem (Magdalena Greloch)
=> Moje i twoje strachy (Danuta Kwak)
=> Pogalopuj ze mną (Jolanta Nowakowska)
=> Koń – Mój przyjaciel, mój skarb (Olga Smaga
=> Koń symbolem wolności (Magdalena Madejska)
Wiersze o koniach
Przysłowia o koniach
Dyscypliny
Umaszczenia koni
Części ciała konia

Syn srebrnego pegaza
Joanna Cieślik

 

Kiedy stanie się na szczycie Wietrznego Pagórka i zwróci się na wschód Palmiduru widać wielką stajnię i rozległe pastwiska, które należą do Landgrafa Kapibal. Landgraf prowadził hodowlę koni, którą niegdyś założył jego pradziad Ouron. Ouron wybrał sobie to miejsce na założenie stadniny ponieważ Palmidur jako kraina pagórkowata jest bardzo malownicza i posiada wiele ciekawych i odpowiednich miejsc do jazd konnych w teren. Poza tym trawa jest tu soczysta i bardzo bujna, a taka najbardziej smakuje koniom.

Tego dnia poprzez Palmidur biegły pegazy. Słychać było tętent ich kopyt. Pomimo tego, że miały one skrzydła dzięki którym mogły wzbić się w powietrze, dziś ich nie użyły. Stado pegazów skierowało się w stronę Wietrznego Pagórka. Jeden, największy ze srebrzystą sierścią, wysunął się na czoło stada. Pierwszy dotarł na Pagórek, następnie odwrócił się przodem do stajni Landgrafa. W pewnym momencie wzbił w powietrze swoje przednie kopyta- stanął dęba i zarżał donośnie z zadowoleniem. Wiatr rozwiewał jego bujną grzywę, a zielona trawa lekko kładła mu się pod kopytami. Była to oznaka dumy. Dziś Srebrnemu Pegazowi urodzi się syn.

Tymczasem konie Landgrafa spokojnie pasły się na pastwisku, tylko Nabi, trochę zdenerwowana, zaczęła oddalać się od stada. Szła w kierunku zagajnika. Tam mogła się schować w cieniu. Położyła się na soczystej trawie. Osłonięta ze wszystkich stron drzewami zaczęła się źrebić. Swoje wszystkie siły przeznaczała na to, aby młody konik wydostał się na świat. Wkrótce było po wszystkim. Nabi z wielką czułością zaczęła myć małego. On, nie zwracając uwagi na swoją mamę próbował wstawać. Trudno było mu się utrzymać na cienkich, chwiejnych nóżkach. Co chwilę upadał na ziemię, ale nie rezygnował. Dalej próbował, aż do skutku.

Menitia Daritur jak zwykle biegła żwirową dróżką do swojego ulubionego miejsca. Do stadniny koni od Landgrafa Kapibal. Landgraf był przyjacielem Dariturów. Dzięki temu Menitia mogła spędzać z końmi tyle czasu ile pragnęła i mogła jeździć konno kiedy tylko chciała.

Menitia wpadła na dziedziniec przed stajniami i stamtąd poszła na pastwiska. Przywitała się z każdym koniem osobno. Na końcu podeszła do Nabi- jej ulubionego konia. Wprawdzie ostatnio Nabi nie była zbyt miła w stosunku do Meniti, ale jej to nie przeszkadzało- przecież każdy może mieć zły humor. Zaczęła gładzić jej aksamitną, siwą szyję. Nagle spostrzegła małego źrebaka, którego wcześniej nigdy nie widziała. Menitia znała bardzo dobrze wszystkie konie z tej stadniny i na pewno ten był nowy. Wcześniej go tu nie było. Źrebak podszedł do Nabi i zaczął pić mleko.

- To jest twoje dziecko, Nabi?- spytała zaskoczona. Chwile patrzała na źrebaka i klacz, a potem poszła z powrotem na dziedziniec. Szybkim krokiem weszła do stajni.
- Landgraf! Landgraf!- wołała.
- Ooo… Menitia, już jesteś! Co się stało?- siwobrody człowieczek wychylił się z jednego z boksów.
- Landgraf, mówiłeś przecież, że Nabi w tym roku nie będzie się źrebić!- powiedziała z wyrzutem.
- No i nie będzie się źrebić, tak jak powiedziałem.- odpowiedział jej.
- To co robi na pastwisku nieznany mi źrebak i w dodatku pije mleko od mojej ulubionej klaczy.- odparła zdenerwowana Menitia.

Zaskoczony Landgraf szybko poszedł na pastwisko sprawdzić o co chodzi dziewczynie. Gdy zobaczył źrebaka biegnącego za Nabi stanął jak wryty. Potem podszedł do nich i zaczął oglądać małego.

- O nie…- jęknął Landgraf.
- Co się stało? No co?- pytała się Menitia.
- To nie jest koń. To jest pegziokon. Widzisz, ma pozłacane kopyta. Kiedyś Nabi nam uciekła. Pamiętasz? Wtedy pasły się w pobliżu stajni pegazy. Musiał ją jeden ogier- pegaz pokryć. Pegziokon rodzi się z krzyżówki pegaza z koniem. To jest okropne…- wytłumaczył załamany.
- Okropne? To jest wspaniałe! Będę się mogła nim opiekować? Będzie cudownie! Pegziokon…- wykrzyknęła uradowana Menitia.
- Ach… Ty nic nie rozumiesz.- Landgraf machnął ręką i zaczął schodzić z pastwiska. Menitia za nim pobiegła.
- Menitia, ach Menitia. Pegziokony są wspaniałymi zwierzętami jeżeli zaakceptują daną osobę. Jeżeli nie, mogą być bardzo niebezpieczne. W dodatku na pegziokonie może jeździć jedna osoba, bo inaczej pegziokon robi się nerwowy i nieobliczalny. W dodatku on sam sobie wybiera jeźdźca i opiekuna. Więc nie wiem czy on będzie chciał, żebyś się nim zajmowała. Menitię zaskoczyły słowa Landgrafa. Nie spodziewała się, że pegziokony mogą być, aż tak dziwne.
- Jeżeli chcesz mogę dać ci go pod opiekę, ale najpierw dobrze się zastanów. Nie podejmuj decyzji zbyt pochopnie. Możesz też wymyślić mu imię. Tylko bardzo uważaj na niego, żeby przypadkiem nie zrobił ci krzywdy.- powiedział Landgraf.
- Będzie nazywał się Nagel. Dobrze? Zajmę się nim i postaram się go dobrze wychować- powiedziała zdecydowanie Menitia.

Był późny wieczór, gdy Menitia i jej kuzynka, a zarazem najlepsza przyjaciółka Dana Daritur szły do stadniny. Dana także umiała jeździć konno, zresztą tak jak cała rodzina Dariturów. Było to tradycją, ale Dana i Menitia pokochały konie ponad wszystko, tak jak nikt inny z ich rodziny.
Dziś jednak nie szły do koni. Menitia znalazła na jednym z pastwisk Krąg Barotów. Był on osłonięty trzema drzewami. A jedno z nich było wygięte i pochylało się do środka. Baroci byli małymi ludzikami, wesołymi i skorymi do zabawy.

Menitia i Dana uwielbiały oglądać ich Księżycowy Taniec, który wykonywali późnym wieczorem o pełni księżyca.

Schowały się za jednym z drzew i czekały, aż Baroci rozpoczną swój rytuał. Po chwili mali Baroci wyszli ze swoich kryjówek. Rozpalili ognisko i zaczęli swoje śpiewy i tańce. Wyglądali bardzo śmiesznie, ubrani byli w ubranka w różnych odcieniach zieleni i brązu, a ich włosy sterczały na wszystkie strony, jakby nigdy się nie czesali. Podskakiwali wokoło ogniska w rytm muzyki i śmiali się pomiędzy jedną zwrotką piosenki, a drugą. Jeden z Barotów wziął w rączki srebrny pyłek z glinianego naczynia i wyrzucił go w powietrze. Nad Kręgiem rozciągnęła się magiczna poświata. To miejsce, które przed chwilą wyglądało normalnie i zwyczajnie nabrało magicznego blasku. A Barockie przyniszczone i połatane ubrania zaczęły błyszczeć w księżycowej poświacie. Nabrały wyglądu królewskich szat, przynajmniej z daleka miało się takie wrażenie. Barockie dzieci chwyciły się za rączki tworząc wokoło ogniska krąg i dalej tańczyły. Księżycowy Taniec dobiegał końca, zbliżał się czas na ucztowanie i opowiadanie różnych historii. Jeden z Barotów o długiej, białej brodzie, wspiął się na gałąź pochylonego drzewa, usadowił się wygodnie, odchrząknął i zaczął opowiadać:

- Dawno temu, gdy jeszcze w Palmidurze stada Pegazów były tak liczne, że można było je spotkać na każdym kroku, żył starzec o imieniu Pekerer…
- Chodź Dana. Musimy już iść- szepnęła Menitia.
- Poczekaj jeszcze chwileczkę. Tylko posłuchamy tego co on będzie opowiadał. Uwielbiam takie historie.- odpowiedziała wpatrzona w Barotów Dana.
- Oni będą tu siedzieć i opowiadać, aż do rana. My musimy już iść. Jest późno. Zresztą chcę jeszcze zajść pogłaskać konie.- upierała się Menitia.
- No dobrze, idziemy.- Dana niechętnie wstała z trawy i poszła razem z Menitią do stada. Menita stanęła naprzeciwko Nalega. Nie podeszła do niego bliżej, ponieważ mimo tego, że miał już cztery miesiące, nie pozwolił nikomu do siebie się zbliżyć. Można by nawet powiedzieć, że był niedostępny.
W blasku księżyca jego sierść nabrała srebrnego połysku, a kopyta mocniej zalśniły złotem.
- Ale jesteś piękny. Bardzo mi przypominasz pegaza. Tylko skrzydeł ci brak. Ale to nic nie szkodzi i tak jesteś pełen dostojności.- powiedziała Menitia- Szkoda, że nie mogę cię dotknąć. Dlaczego mi na to nie pozwolisz? Przecież nie zrobię ci krzywdy. Chcę żebyśmy zostali przyjaciółmi. Wiesz Nagel, takimi prawdziwymi. Tylko chyba ty tego nie chcesz. Ale zastanów się, może jednak się zdecydujesz…

Mentla długo mówiła do Nagela, a on jej słuchał. Jego czarne, ufne oczy spoglądały na Menitię. Małym siwym ogonkiem odganiał komary, które przeszkadzały mu w wsłuchiwaniu się w jej słowa. Wokół panowała głęboka cisza, przerywana raz po raz parskaniem koni i świstem ogona przecinającego powietrze. Mały pegziokon niepostrzeżenie przysunął się o jeden krok do Meniti. Ona dalej, nic nie zauważając, do niego mówiła. Gdy odwróciła na chwile wzrok od Nagela on znowu, pomału się do niej przysunął. Robił tak co chwilę podczas nieuwagi Meniti. W końcu zaskoczona stwierdziła, że Nagel stoi naprzeciw niej o wyciągnięcie ręki. Stali tak chwilę w ciszy. Menitia już nic nie mówiła. Wokoło nich świetliki, niczym miniaturowe latarenki unosiły się w rześkim powietrzu. Nagle Nagel zaczął powoli wyciągać swój pyszczek w jej stronę. Dokładnie obwąchał jej ręce. Niepewna wyciągnęła dłoń w jego kierunku. Dotknęła jego srebrzystej sierści, delikatnej jak jedwab. Oszołomiona tym niezwykłym przełamaniem się pegziokona, wpatrywała się w niego delikatnie głaszcząc jego pysk. Ta chwila wydawała jej się magiczna. Równie magiczna jak taniec Barotów.

Wtem nadeszła Dana ponaglając Menitię, że muszą już wracać. Menitia niechętnie przyjęła te słowa. Chciała jeszcze zostać z Nagelem. Jeszcze trochę z nim pobyć. Jeszcze trochę go pogłaskać i jeszcze chwilę pozostać w błogim uczuciu niezwykłości.

Był piękny poranek. Słoneczne promyki lśniły w kropelkach rosy osadzonej na źdźbłach trawy. Ptaki ciesząc się z pogodnie zapowiadającego się dnia, wyśpiewywały radośnie przeróżne melodie.

Menitia siedziała na mchu, którym była porośnięta ziemia pod starym dębem rosnącym na pastwisku. Konie pasły się nieopodal niej. Menitia ciesząc swoje oczy małym Nagelem zagłębiła się w długie rozmyślania. Myślała o tym jak bardzo Nagel się zmienił i jak bardzo się zaprzyjaźnili. Myślała tez o Nabi i zastanawiał się jak wygląda ojciec Nagela. Jaką ma sierść, siwą czy srebrną. I czy w ogóle kiedykolwiek się tego dowie i czy go kiedyś zobaczy. Nagle wszystkie konie odwróciły się w kierunku Wietrznego Pagórka. Z wielkim zaciekawieniem wpatrywały się w coś w oddali. Menitia wstała z ziemi i zobaczyła to, co tak bardzo zainteresowało konie. Na szczycie Pagórka stało stado pegazów. Jeden z nich wyróżniał się swą wielkością i niezwykle srebrną maścią. Pegaz zarżał, a wiatr wiernie doniósł jego rżenie do końskich uszu. I w tym momencie Nagel niespodziewanie ruszył z kopyta. Przegalopował przez pastwisko i z niezwykła lekkością przeskoczył ogrodzenie. Takiego czegoś jeszcze żaden koń nie zrobił. Żaden nie odważył się przeskoczyć tak wysokiego ogrodzenia, które byłoby dla niejednego dorosłego konia- skoczka nielada przeszkodą. A tu młody, dwu i pół letni Nagel zrobił to bez żadnego wysiłku. Menitia rzuciła się za nim, żeby go sprowadzić z powrotem, lecz on już dobiegał do pegazów. Zatrzymał się kilka metrów od nich. Gdy Menitia do niego dotarła zastała go wpatrzonego w wielkiego pegaza. Nagel nawet nie zauważył nadejścia Meniti. Zauroczony widział tylko srebrną sylwetkę na tle błękitnego nieba.

Wtem pegaz odwrócił się tyłem do pegziokona i zaczął powoli odchodzić ze stadem w stronę lasu Falatori. Nagel chciał podążać za nimi, ale Menitia zdążyła w porę go złapać.

- Nagel chodź, idziemy.- powiedziała, lecz on nie reagował. Patrzał jak pegazy zbliżają się do lasu, a następnie wchodzą miedzy drzewa. Gdy ostatni z nich zniknął w gąszczu Nagel szarpnął się z taką siła, że wyrwał się Meniti i pobiegł za pegazami. Meniti nic innego nie zostało jak podążyć śladem swojego podopiecznego.
- Tylko niech nie wchodzą zbyt głęboko Falatori, bo mogą przypadkiem zbliżyć się do granicy z lasem Wyjców, a wtedy mogą sprowokować któregoś z wilków. Ostatnio są bardzo wygłodniałe- Menitia mruknęła posępnie do siebie i pobiegła dalej.

Pegazy zatrzymały się na jednej z licznych polan Falatori. Nagel podszedł do nich i stanął naprzeciw Srebrnego Pegaza. Ten lekko dmuchnął mu w nozdrza. Nagel odpowiedział mu tym samym. Patrzeli na siebie dłuższą chwilę z wielką czułością i zachwytem. Pegaz skubnął zębami kłąb pegziokona w przyjacielskim geście. Następnie wraz ze swoim stadem Wielki Pegaz wzbił się w powietrze i polecieli nad Falatori i nad lasem Wyjców.

- Srebrny Pegaz tu był. Odwiedził nasze progi. Spotkanie jego tu miało miejsce. To zaszczyt dla nas bardzo drogi.- zaszumiały cicho drzewa.

Nagel zarżał żałośnie i w rozpaczy, że nie może polecieć za nimi, pobiegł w stronę gdzie ostatni pegaz zniknął w oddali. Kierował się w stronę granicy.

- Za blisko jesteśmy lasu Wyjców. Po co się tak bardzo zagłębiasz?!- Menitia powiedziała z wyrzutem, gdy już dogoniła pegziokona. Chwyciła go za kantar i zaczęła prowadzić w kierunku domu.
- Oby wilki nas nie zaatakowały. Lepiej się pośpieszmy.- szepnęła, lecz było już za późno. Niewielka sfora wilków już ich spostrzegła i zaczęła się zbliżać. Głodny wilk jest bardziej wyczulony w słuchu i węchu niż wilk syty. Wilki zaczęły zamykać swoje ofiary w kręgu. Strach przeszył Menitię i Nalega.
- Uciekaj Nagel!- krzyknęła.

Pegziokon przestępował nerwowo z nogi na nogę, nie wiedząc co czynić. Instynkt podpowiadał mu ucieczkę, ale coś w jego głębi przypominało mu, że jest jeszcze Menitia- jego opiekunka i droga przyjaciółka i, że ją też trzeba uratować. Sama sobie przecież nie poradzi. Zmagał się dłuższa chwile z dwoma odmiennymi uczuciami. Wilki były coraz bliżej. Szły w ich kierunku obnażając swoje ostre jak brzytwa kły.

- Uciekaj Nagel!- krzyknęła rozpaczliwie Menitia. Ale Nagel jej nie posłuchał. Już zdecydował. Pośpiesznie, ale delikatnie trącił ją pyskiem nakazując wsiąść na swój grzbiet. Menitia przez chwilę się zawahała. Nikt przecież jeszcze na nim nie siedział, bo nie został jeszcze ujeżdżony. Ale gdy usłyszała za swoimi plecami groźne, przeciągłe warknięcie, bez namysłu wskoczyła na jego grzbiet. Nagel wziął niewielki rozbieg i przeskoczył ścianę wilków. Straszne, wilcze oczy patrzały na Nalega. Menitia czuła, że bestie rzuciły się w pościg za nimi. Uczepiona grzywy pegziokona pędziła razem z nim przez las. Nagel zwinnie wymijał stare, obsypane zielonymi liśćmi drzewa. Gdy wybiegli z lasu, rzucił się cwałem. Biegł tak szybko, że krajobrazy po bokach się rozmazywał. W końcu dobiegli do stajni. Nagel przeskoczył ogrodzenie i poczuł się bezpiecznie. Na swoim pastwisku nie obawiał się wilków, wiedział, że Landgraf by je przegonił. Menitia z niego zeszła. Przytuliła się do jego szyi. Łzy szczęścia spływały jej po policzkach.

- Gdybyś nie pozwolił mi siebie dosiąść, już byśmy się nigdy nie zobaczyli. Wilki by mnie rozszarpały. Dziękuję ci mój Nagelku.- wyszeptała. Nagel oparł swój pysk o jej ramię. On też jej dziękował. Dziękował jej za to, że ona się nim zajmuje, a nie kto inny. Tak wspaniałej opiekunki nie mógł sobie nawet wymarzyć.

Siodlarnia Landgrafa była bardzo przytulnym miejscem. Cała była zrobiona z bukowego drewna. Na jednej ze ścian wisiały bogato zdobione siodła i ogłowia. Pod nimi stały skrzynki z końskimi szczotkami. Na drugiej ścianie rzędem wisiały piękne obrazy, na których uwieczniono liczne konie. W rogu stał drewniany stół i dwie ławy. Naprzeciw pięły się w górę schody, także drewniane. Prowadziły one na strych nad stajnią, gdzie składano siano. Właśnie w tej siodlarni Menitia z Landgrafem siedziała popijając herbatę. Menitia poprosiła Landgrafa o rozmowę. Miała tyle pytań, na które nie znała odpowiedzi. Nigdzie bowiem nie znalazła żadnych książek ani zapisków o pegziokonach. A większość jej pytań właśnie dotyczyło tych stworzeń. Najbardziej chciała się dowiedzieć jak się je ujeżdża.

- Ujeżdżanie koni to bardzo trudna i skomplikowana praca.- powoli zaczął Landgraf- Z pegziokonami jest jednak inaczej. Ty nie będziesz musiała nic robić z wyjątkiem zaprzyjaźniania się z nim. Pegziokony sobie bardzo cenią jeźdźców, których bardzo dobrze znają i lubią. Jak już wiesz może go dosiadać tylko jedna osoba, która zostanie przez niego zaakceptowana. Pegziokony to zwierzęta bardzo szlachetne i dostojne, bo płynie w ich żyłach srebrna krew pegazów. A końska krew jeszcze je uszlachetnia. Jak sama widziałaś z pegziokonami się dogadać nie jest tak łatwo, bo zdają sobie sprawę z wysokości swojego rodowodu. Byle kto się do nich nie zbliży. Żeby podejść do niego trzeba być osobą dobrą, szczerą no i oczywiście zaakceptowaną przez niego.

A wracając do ujeżdżania: Pegziokony same wybierają dzień i miejsce, kiedy to ma się stać. Czasem staje się to wcześniej, a czasem później. W zależności od stopnia zaufania do opiekuna. Gdy już nadejdzie ten dzień, Nagel do ciebie sam podejdzie i będzie ci kazał na siebie wsiąść. Oczywiście jeżeli ciebie wybierze, a nie kogo innego. Od czasu gdy na niego wsiądziesz pierwszy raz, będzie ujeżdżony. Wydaje się bardzo proste, ale jeżeli pegziokon postanowi, że nie chce być ujeżdżony, nic już na to nie poradzisz.
Menitia w wielkim skupieniu słuchała słów Landgrafa.

- W takim razie Nagel jest już ujeżdżony- uradowana niemalże krzyknęła.
- Jak to?!- Landgraf nie ukrywał swojego zaskoczenia. Menitia wcześniej nie mówiła mu o ucieczce Nagela i o wilkach. Jakoś nie było okazji. Teraz jednak opowiedziała mu wszystko. Łącznie ze szczegółami.
- No tak. Nasz Nagel to niezły łobuz. Jest jednak tez dobroduszny. Równie dobrze mógł wrócić sam. Dobrze, ze tego nie zrobił.- stwierdził Landgraf.
- Też się cieszę, że pozwolił mi wsiąść na siebie. Dzięki niemu jestem cała i zdrowa. Jak teraz będę mogła na nim jeździć, to powiedz mi jakie mam wziąć dla niego ogłowie i siodło.- powiedziała Menitia.
- Menitia, ty nigdy na niego nie włożysz siodła! Pegziokony nie znoszą siodeł. Z ogłowiami jest trochę lepiej. Zaraz dam ci jedno. Jeszcze go nie używałem, ale powinno być dobre na Nagela.

Landgraf wyjął z szafki piękne ogłowie z brązowej skóry. Było bardzo eleganckie z ozdobnym naczółkiem. Menitia patrzała na nie z zachwytem.

- Pójdę mu je przymierzyć!- wykrzyknęła.
- Nie.- zatrzymał ją- Z ogłowiem będziesz musiała jeszcze poczekać, ale nie martw się, będziesz mogła na nim jeździć bez ogłowia. Na początku na pewno będziesz się dziwnie czuła kierując go samym dosiadem i łydkami. Nie minie jednak długi czas, a ty się do tego przyzwyczaisz. Zobaczysz, tak jest o wiele przyjemniej. Więcej będziesz też czerpać radości z jazd. Naprawdę, możesz mi wierzyć.

Menitia chwilę nad czymś się zastanawiała, w końcu zapytała:

- Czy będę też mogła z Nagelem skakać przez przeszkody? Ja bardzo lubię skakać.
- O tak! Oczywiście, że będziesz mogła. Bardzo dobrze się składa, że lubisz skakać. Pegziokony to mistrzowie w skokach. Umieją przeskoczyć nawet wysoką przeszkodę. One uwielbiają to robić.- odpowiedział Landgraf.

Ucieszona Menitia podziękowała mu za wszystkie informacje, pożegnała się i poszła. Wstąpiła jeszcze na chwilę do Nagela, żeby podzielić się z nim swoją radością, a potem pobiegła do domu na obiad.

Wyczyszczony Nagel lśnił się w słońcu, a Menitia stała i dumnie przyglądała się swojemu dziełu. Aby doprowadzić go do takiego stanu musiała spędzić godzinę na szczotkowaniu go. Nagel za bardzo się nie przejmuje swoim wyglądem i wykorzystuje każdą okazję, aby się wytarzać w piasku lub ziemi. On uwielbia taki masaż grzbietu, lecz Menitia tego nie pochwala, bo to ona go musi potem czyścić, a po takiej piaskowej kąpieli jest to jeszcze trudniejsze niż zwykle.

Dzisiaj Menitia przyłożyła się do czyszczenia Nagela jeszcze bardziej. Dziś miała pierwszy raz wyjechać z nim w teren. Chciała, żeby każdy kto by ich zobaczył podziwiał jej pięknego pegziokona. Już widziała oczami wyobraźni jak galopuje na Nagelu po otwartej przestrzeni, jak jej włosy rozwiewa wiatr, a jego grzywa lekko faluje. Tak długo czekała na tą chwilę, na ten dzień. Menitia założyła Nagelowi na pysk ogłowie i wsiadła na niego. Pegziokon nie przepadał za ogłowiem, dopiero trzeci raz je nosił, ale bardzo kochał Menitię i jej ufał, i tylko dlatego pozwalał jej na takie rzeczy.

Nagel lubił jeździć z Menitią, lecz powoli zaczynały mu się nudzić jazdy na tym samym czworokątnym, piaszczystym maneżu. Chciał odmiany, zamiast kłusować ciągle po okręgu marzył o tym by móc pokłusować, a jeszcze lepiej pocwałować prosto przed siebie bez ograniczeń. I w końcu spełniło się jego marzenie. Wraz z Menitią zamiast na maneż pojechali do lasu. Obydwoje bardzo przejęci i zadowoleni czerpali jak najwięcej przyjemności z jesiennej przejażdżki. A bajkowy obraz lasu jeszcze bardziej dodawał temu uroku. Mijając brzozy i stare dęby dojechali do niewielkiego strumyczka, który przecięli. Stępem wyjechali z lasu. Nagel zobaczył ogromne, zielone łąki. Chciał przyśpieszyć kroku, pobiec jak szalony, lecz wiedział, że musi słuchać się Meniti i czekał aż ona mu na to pozwoli. Wkrótce i Menitia dała ponieść się emocjom i już cwałowali w szaleńczym pędzie. Nawet nie wiedzieli dokąd jadą, ale się tym nie przejmowali. Dla nich była tylko ważna ta chwila. Ta chwila, w której Menitia przylgnęła do grzbietu Nalega i pomknęła wraz z nim. Wiatr wplątywał im się we włosy i dawał cudowne wczucie wolności. Uczucie, że nie ma nikogo więcej oprócz nich i nic nie ma znaczenia. Ona, Nagel, wiatr i bezkresna zieleń i nic więcej. W końcu musieli zwolnić, no na horyzoncie pokazały się drzewa. Jakiś mały zagajnik. Zaciekawieni podjechali tam swobodnym kłusem. Z jednej strony brzozy o złotych liściach tworzyły coś w stylu bramy od której w głąb zagajnika prowadziła brukowana, wąska dróżka. Menitia i Nagel nie zdążyli nawet ochłonąć po cudownym szaleństwie, kiedy to starali się dogonić wiatr, a tu już następna rzecz wprawiła ich w wrażenie. Szczególnie Menitię. Brukowana ścieżka doprowadziła ich do centrum zagajnika gdzie był malusieńki wodospad, z którego spływała perlista woda. Wokoło rosły piękne kwiaty i krzewy. Po trawie wił się bluszcz, na którym kwitły małe, niebieskie gwiazdki, a na drzewach liście mieniły się różnymi odcieniami czerwieni i brązu.
Gdy olśniona Menitia doszła do siebie zauważyła siedzącego na ławce pod drzewem małego, brodatego Barota. O dziwo nie uciekł przed nimi, nigdzie się nie schował. Tylko ze zdumienia aż otworzył usta. Menitia nie wiedząc co robić stała z Nagelem w tym samym miejscu bojąc się poruszyć, aby Barot nie uciekł. W końcu stary Barot odezwał się:

- Cóż za szczęście! Jako pierwszy z mojego rodu widzę syna Srebrnego Pegaza! To dobry znak, że Silvano do nas zawitał. Będzie nie nam od dzisiaj lepiej wiodło. Nie zaznamy głodu i zimna, co ostatnimi czasy często odczuwaliśmy. Silvano dobrze nam wróży, tak jest napisane w Starej Księdze Leśnych Barotów. Dzięki ci przyjaciółko pegziokona, że przybyłaś razem z nim do naszego zagajnika. Witaj srebrny Silvano!

Zdumiona Menitia nie wiedziała co powiedzieć. „Jaki Silvano?”- zastanawiała się- „Przecież mój pegziokon to Nagel.”
Nie mogła uwierzyć, że o Nagelu jest wspomniane w Barockiej Księdze. „Pewnie coś mu się pomyliło.”- myślała.

- Ale on nazywa się Nagel, a nie Silwano.- w końcu powiedziała.
- Nagel.- tak ludzie go nazywają, a my Baroci mówimy na niego Silvano, znaczy to Syn Srebrnego Pegaza. Silvano to skrót, naprawdę to brzmi Silve Tut Anoviano.

Bardzo się cieszę, że mogę cię poznać przyjaciółko Silvana. Niewielu udaje się z nim zaprzyjaźnić, a tym bardziej jeździć na jego grzbiecie. Zostałaś wybrana, a to znaczy, że jesteś niezwykła. Niezwykła, bo twa dusza cię tu zaprowadziła, a ty podświadomie Nagela. Nikt tu jeszcze z ludzi nie trafił, prócz ciebie. Witaj Synu Pegaza w naszych progach- Barot ukłonił się w stronę Nagela i podszedł do miniaturowego wodospadu. Zakasał brązowe, przyniszczone rękawy i włożył ręce do wody. Po chwili wyjął dwie perełki ociekające wodą.

- W podziękowaniu za dobrą wróżbę chciałem wam to dać. Będzie to wasz znak, że jesteście przyjaciółmi.- Barot wziął jedną perełkę i podszedł do Nagela. Nagel schylił do niego łeb, a ten przetarł perłą pasmo jego grzywy. Następnie zrobił to samo na brązowych włosach Meniti. Perły zniknęły, ale pozostawiły po sobie ślad. Menitia przejrzała się w tafli wody. Pasmo jej włosów mieniło się w słońcu delikatnymi kolorami. Tak samo jak pasmo z grzywy Nagela. Menitia podziękowała Barotowi. Nagel w przyjacielskim geście dotknął go chrapami.
- Jedźcie już, bo niedługo będzie ciemno. Musicie wrócić przed zmierzchem, bo potem robi się niebezpiecznie.

Menitia wsiadła na Nagela i ruszyli stępem w stronę wyjścia z zagajnika. Barot poszedł z nimi. Gdy brukowana, szara dróżka się skończyła stanął i powiedział:

- Kierujcie się w stronę gdzie teraz zachodzi słońce to traficie do domu. Potem się pożegnali i pokłusowali w wyznaczoną stronę. Gdy po chwili Menitia odwróciła się by sprawdzić czy Barot jeszcze tam jest, nie zauważyła nic prócz zielonej trawy. Zagajnik zniknął. Zdumiona nie umiała zrozumieć co się stało.

Ostatnio Landgraf miał kłopoty finansowe i musiał szybko sprzedać jakiegoś konia, aby utrzymać stajnię. W niedługim czasie pojawił się człowiek chętny zakupić rumaka. Landgraf zadowolony, że pojawił się przyszły nabywca zaczął pokazywać mu wszystkie konie. Prezentując je wymieniał w każdym jakieś zalety, bo jego konie były prawie bez wad. Zamyślony Kacper słuchał Landgrafa, a gdy ten skończył, zauważył, że nie został pokazany pewien siwek, który stał w ostatnim boksie.

- Panie Kacprze, to nie jest koń tylko pegziokon i nie jest on na sprzedaż, ponieważ przywiązuje się tylko i wyłącznie do jednej osoby. Dla innych może być niebezpieczny.
- A mógłbym go tylko zobaczyć w ruchu?- zapytał zainteresowany pegziokonem Kacper.

Landgraf przywołał do siebie Menitię i poprosił ją, aby wzięła Nalega na maneż. Pokonując galopem koła Nagel rozdymał szeroko nozdrza, a w jego grzywie plątały się promienie słońca.

- Piękny, cudowny. A jak on się rusza… Jak lekko pokonał tą przeszkodę!- szeptał zachwycony Kacper.

Po skończonym pokazie Kacper poprosił Landgrafa, aby ten pozwolił mu się na Nagelu przejechać. Landgraf nie chciał się zgodzić, ale Kacper nie dawał za wygraną. W końcu Landgraf się ugiął pod jego prośbami. Gdy Kacper wsiadał na Nagela Landgraf podkreślił:

- Niech pan pamięta, że pan to robi na własną odpowiedzialność. Ten pegziokon może być naprawdę niebezpieczny!

Menitia była zaniepokojona, nie chciała żeby coś się stało panu Kacprowi. Chciała przecież, aby kupił któregoś z koni, a gdyby mu się coś stało to na pewno by już nie mogli na to liczyć. Jednak w głębi serca Menitia traktowała Nalega jak tylko swojego i nie chciała, żeby ktoś inny na nim jeździł. Po prostu była o niego zazdrosna.

Pan Kacper sprawiał wrażenie jakby był pewien, że nic mu Nagel nie zrobi. A Nagel szedł pod nim spokojnie i się go słuchał. Czuł, że ten człowiek jest mistrzem w jeździe konnej i nawet mu jego obecność nie przeszkadzała. Widząc to Menitia zmartwiła się: „On mnie wcale nie kocha”- pomyślała.
Przygnębiona stała wraz z Landgrafem opierając się o ogrodzenie maneżu. Menitia zrobiło się przykro do tego stopnia, ze musiała powstrzymywać się od łez . Nagel to zauważył. Znów zaczął walczyć z dwoma różnymi uczuciami. Ten człowiek- Kacper- ma nad nim wielką władzę, coś takiego w sobie ma, że Nagel się go słucha. Ale Menitia to jego przyjaciółka, która była zawsze przy nim, którą kochał. Ją znał od urodzenia, a go tylko przez chwilę. I w tym momencie przypominały mu się te cztery lata spędzone z Menitią…

Gdy Kacper kazał zagalopować Nagelowi, ten zerwał się cwałem, przebiegł przez środek maneżu i oddał piękny skok. Przeskoczył ogrodzenie ponad Menitią i Landgrafem, a następnie zawrócił i zatrzymał się przy Meniti. Kacper dzielnie się trzymał na nim, pomimo braku siodła, ale przy ostrym zakręcie stracił równowagę i spadł. Leżąc w trawie zobaczył jak Nagel delikatnie skubnął Menitię. Landgraf szybko podbiegł do Kacpra.

- Nic się panu nie stało? Mówiłem, że nigdy nie wiadomo co on zrobi… - Miał pan, panie Landgrafie rację. Ten koń jest tyko jednego człowieka i akurat należy do tej dziewczyny. Nie można go komu innemu sprzedać. Menitię radość rozpierała. Jednak Nagel jest jej, a ona jego. Są przyjaciółmi! Przyjaciółmi na zawsze. A pan Kacper kupił innego konia. Kupił Dubaja, który też był piękny i dobrze skakał. Landgraf dostał pieniądze, które potrzebował, a Meniti poprawił się humor. - Dobrze Dana! Ładnie skoczyłaś. Tak trzymaj!- zawołał ucieszony Landgraf. Dana właśnie trenowała skoki na Nabi. W najbliższym czasie miał odbyć się konkurs organizowany w stajni Landgrafa i Dana wraz z Nabi będą brały w nim udział.

Dana dalej galopowała po maneżu najeżdżając na kolejne przeszkody. Menitia ją obserwowała, a Nagel stał obok niej i skubał trawę. Nabi znów oddała wysoki skok i lekko przeleciała nad przeszkodą. Nagel w końcu zainteresował się wyczynami swojej mamy. Przez chwilę spoglądał w jej stronę, a następnie niezauważalni przemknął za Landgrafem i Menitią, i przez otwartą bramę wbiegł na maneż. Poczekał chwilę, aż Nabi przebiegnie obok niego i pogalopował za nią.

- Nagel co ty tam robisz?!- zawołała zaskoczona Menitia.

Nagel przeskakiwał przeszkody razem z Nabi. Klacz widząc, że biegnie obok niej jej syn była trochę zdezorientowana, ale dalej szła przed siebie. Nagel zadowolony raz po raz parskał. Na maneżu wzbiły się tumany piasku. Pył drażnił oczy i następny skok był nieudany. Dana nie zauważyła przeszkody. Gdy klacz odbiła swoje kopyta od ziemi dziewczyna zachwiała się i runęła w dół. Nagel w porę zatrzymał się. Gdyby zrobił to parę metrów dalej staranowałby Danę. Wystraszona Menitia podbiegła do kuzynki.

- Nic ci nie jest?- spytała.

Na szczęście Dana była cała i zdrowa. Zarobiła tylko parę siniaków na ciele. Landgraf przywołał dziewczyny do siebie. Nie wiedząc o co chodzi szybko do niego podeszły.

- Nasze zawody musimy jakoś rozpocząć i zastanawiałem się jak to zrobić, żeby było efektownie. Nic jednak nie mogłem wymyślić. Teraz nasunęła mi się pewna myśl- powiedział Landgraf.
- Co wymyśliłeś?- spytała zaciekawiona Dana.
- Gdy patrzałem jak Nagel i Nabi razem skaczą byłem zaskoczony ich harmonią. Nigdy tego razem nie robili a wypadło im to dobrze. I tak sobie pomyślałem, że można by tak rozpocząć zawody. Para jeźdźców przejechałby razem plac z przeszkodami.
- O jakich jeźdźców ci chodzi?- próbowała się dowiedzieć Menitia.
- Menitia, chodzi mi o was! O ciebie i o Danę. Ty byś jechała na Nagelu, a ty Dana na Nabi. Tylko nie wiem czy się zgodzicie.
- Oczywiście, że się zgodzę! O wiele chętniej pojadę razem z Menitią. Chociaż bym musiała zrezygnować z udziału w zawodach.

Obydwie dziewczyny były bardzo zadowolone z pomysłu Landgrafa. I teraz razem trenowały. W końcu jednak znudziło im się to i zdecydowały urozmaicić sobie jazdę.

Jednego dnia poszły razem na pieszo do lasu. Tam zrobiły sobie na ścieżkach i między drzewami przeszkody. Do ich budowy użyły powalone drzewa, przyniosły też kilka drewnianych beczek, za przeszkody posłużą im również rowy. strumyki i niewielkie krzaki. Ucieszone, że same sobie zrobiły nową trasę skokową, postanowiły, że już następnego dnia ją wypróbują.

Gdy tylko słońce zdążyło pokazać się na wschodzie, Menitia już wyskoczyła z łóżka. Szybko się ubrała, zjadła śniadanie i poszła po Danę. Po chwili były już w stajni. Przygotowały swoje wierzchowce do jazdy i wyjechały na nich na dwór. Nabi idąc obok Nagela zwróciła swój łeb w jego stronę i szepnęła po końsku:

- Jak się cieszę, że jesteśmy tutaj razem i, że razem będziemy występować, mój synku.

Nagel potajemnie uśmiechną się do niej. On też cieszył się z tego powodu. Na horyzoncie pojawiła się pierwszy pień, który miał zostać przeskoczony. Menitia i Dana dały znak, aby Nagel i Nabi przyśpieszyli. Nagel z radości bryknął, a gdzieś z krzaków wyleciały ptaki, które wystraszył tętent kopyt. Kuzynki były tak skoncentrowane na jeździe, że nawet nie zauważyły jak zaczęła się zmieniać pogoda. Zawiał silny wiatr, a liście na drzewach niepokojąco zaszumiały. Niebo, które dotychczas było błękitne, zaczęło szarzeć. Ciemne chmury już napłynęły i spadły dwie pierwsze krople deszczu. Dana zatrzymała Nabi i zawołała:

- Menitia! Musimy wracać, bo chyba będzie padać!

Gdy przejechały kilka metrów drogi powrotnej, słowa Dany się sprawdziły. Z nieba lunęły tysiące dużych i mokrych kropel i w jednej chwili cały Palmidur z przyjaznej krainy zmienił się w szary i smutny. Dana i Menitia skulone jechały do stajni. Konie szły z pochylonymi w dół łbami. Deszcz spływał po ich ciałach. Gdy dotarli do stajni na dziewczynach nie pozostało ani suchej nitki, a na Nagelu i Nabi ani jednego suchego włoska. Kiedy Landgraf ich zobaczył, to się przeraził.

- Szybko wycierajcie się, a potem raz dwa wysuszyć konie!- zawołał- Żebyście mi się tylko nie rozchorowali!

Dania i Menitia posłusznie wykonały słowa Landgrafa. Następnie podziękowały koniom za jazdę i wróciły do domów, aby się ogrzać przy trzaskającym ogniu kominka.

Budowa placu skokowego, przygotowywanego na zawody właśnie została zakończona. Efekt był wspaniały. Zielona, krótko przycięta trawa tworzyła podłoże, kolorowe przeszkody po bokach zostały przyozdobione bujnymi kwitami, a z jednej strony ogrodzenia, od zewnątrz, postawiono drewniane ławki tworzące trybuny dla widzów.

Zawodnicy już przygotowani z niecierpliwością czekali na rozpoczęcie zawodów. W końcu nadszedł ten moment. Landgraf wyszedł na środek i przywitał jeźdźców oraz widzów. Następnie wyjechała Menitia na Nagelu i Dana na Nabi. Konie miały splecione grzywy, a dziewczyny były ubrane w odświętne stroje. Po pięknym pokonaniu wszystkich przeszkód przez Danę i Menitię zachwyceni widzowie zaczęli bić brawo. Potem wyjechał pierwszy zawodnik biorący udział w tej konkurencji. Szczęśliwa Menitia poszła odprowadzić Nagela do stajni. Cieszyła się, że ma to już za sobą. Była tak zdenerwowana, że myślała, że w końcu nie da rady przeskoczyć żadnej przeszkody. Na szczęście wszystko poszło gładko. Gdy Menitia ochłonęła po swoim przejeździe, poszła do Landgrafa, który obserwował zmagania zawodników.

- Popatrz Menitia kto również przyjechał!- zawołał Landgraf.
- Pan Kacper na Dubaju!- wykrzyknęła zaskoczona Menitia.

Landgraf był dumny, że koń z jego stadniny tak imponująco się przedstawił, a po podliczeniu punktów zajął drugie miejsce. Ale to nie był koniec tej imprezy konnej. Odbył się również konkurs dla dzieci, które na swoich kucykach o gęstych grzywach pokazały co potrafią. Krótkonogie koniki posłusznie wykonywały polecenia swoich jeźdźców. Grzecznie kłusowały i bez oporu galopowały. Szczęśliwe dzieci, gdy schodziły ze swoich rumaków w podziękowaniu tuliły się do nich i dawały pyszne marchewki.
Potem miał odbyć się wyścig amatorów. Nagle Menitia zapragnęła również wziąć w nim udział.

- Landgraf mogę pojechać?- prosiła błagalnie. Landgraf był przeciwny jej pomysłowi. Tłumaczył się tym, że Nagel jest zmęczony po skokach i wrażeń mu wystarczy na ten dzień. Menitia pobiegła sprawdzić czy Landgraf miał rację. Wprawdzie Nagel zachowywał się w boksie bardzo spokojnie, ale nie wyglądał na zmęczonego, a wręcz przeciwnie na lekko pobudzonego. W końcu Landgraf zgodził się:
- No dobrze, ale pamiętaj, że pozwalam ci tylko dlatego, że jest to pegziokon i ma więcej siły i mocniejsze nerwy niż normalny koń. Takie obciążenie negatywnie by wpłynęło na zwykłego konia.
- Dziękuję, dziękuję Landgraf!- zawołała Menitia.

Na linii startu ustawiły się konie, również była tam Menitia i Nagel. Nagel zebrał się w sobie i kiedy dano znak do startu, wyskoczył jak torpeda. Wyobraził sobie, że gonią go wilki, co jeszcze bardziej zmotywowało go do biegu. Wyciągał swoje nogi tak daleko jak tylko mógł, żeby wygrać. Menitia musiała się chwycić jedną ręką jego grzywy, żeby przypadkiem nie spaść.

- Dalej! Biegnij!- kibicowała im Dana

Z prawego boku Nalega pokazał się koń, który zaczął go wyprzedzać. Menitia ścisnęła Nagela łydkami, a ten przyśpieszył. Wszystkie inne konie zostały w tyle. Pegziokon pierwszy dobiegł do linii mety. Menitia nie mogła się powstrzymać od nagłego przypływu radości.

- Wygraliśmy! Wygraliśmy Nagelku!- tuliła się mocno do niego.

Nagel dumny z siebie podniósł łeb jak najwyżej, aby podkreślić swoje zadowolenie. Jego nozdrza chwytały łapczywie powietrze. Zaskoczony Landgraf podszedł do pary zwycięzców, aby im pogratulować. Nie spodziewał się takiego przebiegu sytuacji, myślał, że Nagel nie będzie taki szybki. Menitia poszła odprowadzić pegziokona do boksu, aby odetchnął po dzisiejszych trudach.

- Tu masz jabłko w nagrodę. A teraz już odpoczywaj mały.- szepnęła mu jeszcze do ucha i wróciła z powrotem na dwór. Impreza dalej trwała aż do samego wieczora. Gdy słońce chyliło się ku zachodowi uczestnicy zaczęli się rozjeżdżać do domów. Zadowoleni odchodząc wychwalali dobrze zorganizowany dzień, wspaniałych zawodników i konie.

 

Była noc. Pastwiska spowijał mrok. Jedynym jasnym punktem był sierp księżyca. Konie skubały trawę, a Nagel pod jednym z drzew drzemał. Gdzieś w pobliżu trzasnęła łamana gałązka. Nagel spojrzał w stronę lasu. Na tle ciemnych drzew zobaczył białe sylwetki. Cichym rżeniem ktoś go zawołał. Nie wiedział dokładnie kto to, ale gdy podszedł bliżej, zauważył pegazy. Wzywały go. Nie wiedział po co i dlaczego, więc chciał poznać przyczynę. Przedostał się przez ogrodzenie pastwiska i podszedł do nich. Było ich trzech, wysłane zostały przez stado. Jeden z nich, o perłowym odcieniu sierści kazał Nagelowi za nimi iść. Weszli w las. Dłuższą chwilę szli między drzewami po miękkim mchu. Potem wyszli na polanę i zaczęli zbliżać się do ogromnego dębu. Coś pod nim leżało. Nagel wytężył swój wzrok, żeby lepiej się przyjrzeć i zamarł. „Czemu ON leży?! Nie, to niemożliwe. To nie może być ON!”- myślał gorączkowo Nagel. Postać pod drzewem nie ruszała się, nie było widać, aby jego chrapy rozdymały się wdychając powietrze. „To nie ON, nie, nie może być ON”- prosił Nagel samego siebie, ale już wiedział, że to On. Wielki Srebrny Pegaz, jego ojciec.

- Odszedł od nas…- szepnął pegaz z perłową sierścią. Nagel podszedł do Srebrnego Pegaza. Nie chciał w to uwierzyć… A jednak była to prawda. Całe szczęście z wygranej przed kilkoma dniami gonitwy uleciało z niego. Wpadł w furię rozpaczy.
- Nie, tak nie może być!- jego donośne rżenie rozniosło się po lesie. Pomimo tego, że nie przebywał zbyt dużo czasu ze swoim ojcem bardzo go kochał.
- Dożył sędziwego wieku. Był za stary, żeby dłużej żyć. Teraz będzie mu lepiej. Przecież właśnie poszedł do raju.- uspakajał Nagela jeden z pegazów, a gdy ten ochłoną, pegaz znów się odezwał:
- Teraz ty, jako syn Srebrnego Pegaza musisz objąć władzę nad naszym stadem. Musisz się nami zaopiekować. Przewodniczyć nam.

„Jak ja mogę być przewodnikiem stada, kiedy ja cały czas żyłem w niewoli. Nie jestem w stanie żyć na wolności. Nie opuszczę Meniti i Landgrafa.”- myślał Nagel.

- Nie dam rady. Niech ktoś inny zajmie miejsce mojego ojca.- w końcu powiedział.
W mroku Nagel zauważył jak pegazy otworzyły szerzej swoje ciemne oczy ze zdziwienia. Po krótkiej naradzie stwierdzili, że w takim wypadku jedynym rozwiązaniem jest to, aby sam Nagel wybrał pegaza, który zostanie przywódcą. Nagel nie była zachwycony tą decyzją. Nie miał pojęcia jak dokona odpowiedniego wyboru, nie znając członków stada. Pegazy poprowadziły go dalej. Postanowiły, że dziś Nagel musi mianować następcę.

„Niech ktoś mi pomoże. Sam nie dam rady wybrać. Niech ktoś, kto więcej ode mnie wie za mnie to zrobi.”- prosił w myślach Nagel mijając kolejne drzewa. Nagle za jednym z nich zauważył, że coś błysnęło. Przystanął, aby lepiej się przyjrzeć. Nie wiedział co to jest, ale nie bał się. Gdzieś w głębi duszy wiedział, że nie musi uciekać przed tym co się kryje za drzewami. Podszedł bliżej i w tym momencie wyłoniła się mała barocka dziewczynka.

- Ja ci pomogę.- szepnęła. Nagel przymknął oczy na moment, a gdy je otworzył nie było już lasu. Stał na środku zagajnika, który kiedyś wraz z Menitią odwiedzili. Dziewczynka podprowadziła go wielkiej księgi leżącej na kamieniu. Gdzieś w oddali szumiał strumyk. Barotka przewróciła parę kartek i odczytała coś w języku, którego Nagel nie był w stanie zrozumieć. Patrzał na nią pytająco, w końcu oderwała swój wzrok od kart księgi i powiedziała:
- W Starej Księdze Leśnych Barotów pisze, że jeżeli Silve Tut Anoviano nie obejmie władzy po Srebrnym Pegazie, może tylko go zastąpić Derpitar- szlachetny, sprawiedliwy i mądry pegaz…

I w tym samym momencie, gdy Barotka kończyła mówić wszystko się rozpłynęło. Nagel znów stał w lesie, a trójka pegazów oddalała się od niego. Nagel dołączył do nich. Po pewnym czasie dotarli do miejsca, które przypominało komnatę utworzoną z drzew. Tam czekała na nich pozostała część stada zebrana na środku łączki. Nagel przebiegł wzrokiem po nich. Nagle jeszcze jeden pegaz wyłonił się zza drzew.

- Derpitar, pośpiesz się! Jest już Syn Srebrnego Pegaza!- szepnął jeden z zebranych ponaglając go. Nagel uśmiechnął się w duchu. Już wiedział jak wygląda jego zastępca. A tak się wcześniej bał czy go rozpozna i martwił się skąd będzie wiedział, że to na pewno ten.

Wszystkie pegazy były nastawione na to, że to Nagel obejmie władzę, więc gdy usłyszały, że tak się nie stanie, zdumiały się. Gdy nadszedł czas wyboru nowego przywódcy pegazy wstrzymały oddech.

- Kto to będzie? Kogo on wybierze?- pytania zaprzątały końskie umysły.

Nagel władczo potrząsną grzywą i powiedział:

- Derpitar zostaje następcą mojego ojca!

Derpitar podszedł do Silvana, a następnie ukłonił się.

- W imieniu swoim i Srebrnego Pegaza mianuję cię przywódcą pegazów. Derpitarze, spełniaj swój obowiązek dobrze.- uroczystym tonem powiedział Nagel.

Wszystkie obecne pegazy zarżały witając swego nowego władcę. Nagel uznał, że na tym kończy się jego rola i po cichu wymknął się z leśnej komnaty. Zanim wrócił na pastwiska do koni, poszedł jeszcze w stronę starego dębu. Chciał sam w spokoju i ciszy pożegnać swego ojca- potężnego pegaza, który już za życia stał się legendą, która była zapisana w Wielkiej Księdze Leśnych Barotów. Stał tam sam wpatrując się w jego srebrny pysk oświetlony blaskiem księżyca na którym malował się błogi spokój i szczęście. Bo Srebrny Pegaz już biegał po bezkresnych krainach raju wraz z innymi pegazami, pegziokonami i końmi. To pocieszyło Nagela, tam jego ojciec jest o wiele szczęśliwszy.

Następnego dnia już wszyscy wiedzieli o śmierci Srebrnego Pegaza. Cały las pogrążył się w żałobie. Ptaki przestały śpiewać, a drzewa szumieć. Nawet w stajni Landgrafa zrobiło się jakoś nieswojo. Szczególnie Nabi i Nagel przeżywali tą tragedię. Landgraf widząc, że jest z nimi coraz gorzej postanowił coś zrobić, aby poprawić im humor. Najlepszym rozwiązaniem było wysłanie w góry Nagela i Nabi oraz Meniti i Dany, aby się nimi opiekowały. Landgraf uważał to za najlepsze, ponieważ w górach nic nie będzie im przypominać Srebrnego Pegaza i nie będzie tam tak ponurej atmosfery. Miał nadzieję, że właśnie tam pegziokona i jego mamę opuści smutek.

Podczas pobytu w górach Nagel i Nabi dużo odpoczywali na pastwisku, na którym również pasło się małe stadko kucyków od przyjaciela Landgrafa. Nagel z ciekawością obserwował ich zwyczaje. Zauważył, że były bardzo mądre, sprytne i odważne. W największe zdumienie wprawiło go to, że chociaż nie były już młode, uwielbiały się bawić. W stadzie Nalega bawiły się głównie źrebaki, a tu było inaczej. Kucyki ganiały się, udawały, że walczą i wymyślały najróżniejsze gry.

Pewnego dnia jeden z koników o imieniu Kostka zaproponował Nagelowi zabawę. Nagel na początku był trochę skrępowany, ale po chwili opuściła go jakakolwiek trema i bawił się w najlepsze. To był przełomowy moment, ponieważ dzięki Kostce przestał się martwić i znów poczuł w sobie pełnię sił. Kucyk chociaż o wiele mniejszy nieźle sobie radził w pozorowanej walce. Na początku Nagel dał mu trochę przewagi, bo uważał, że taki mały nie da z nim rady. Po chwili przekonał się jak bardzo się mylił. Kostka był silny i przebiegły. Chwytał zębami szyję Nagela w najbardziej nieoczekiwanym momencie, a przy tym iskrzyły mu się z radości oczy. Był dumny z siebie, że znów przechytrzył szlachetnego pegziokona. W końcu kucyk powalił Nagela na kolana.

- Wygrałem!- wykrzyknął- Powinieneś był od razu mnie docenić, a nie myśleć sobie, że kuc jest słabszy!

Nagel się trochę zmieszał: „Skąd on wie, że ja tak na początku myślałem?”- zastanawiał się.
Nabi nie miała ochoty na zabawę. Stała wraz z jedną z klaczy o imieniu Wena i rozmawiały. Odnalazły wspólną nić porozumienia, chociaż wcześniej się nie znały.

Menitia i Dana od czasu do czasu zabierały Nagela i Nabi na wędrówkę po górach. Ich przewodnikami byli Waler i Melania, którzy byli rodzeństwem i jeździli na Kostce i Wenie. Podczas tych wypraw po malowniczych okolicach, Nagel się przekonał kolejny raz, że kucyki w wielu rzeczach są od dużych koni lepsze. Kostka i Wena zwinnie wspinali się po stromych zboczach, gdy Nagel i Nabi zostawali daleko w tyle szukając odpowiedniej drogi, aby przypadkiem kamienie nie osunęły się im spod nóg. Ale gdy wyjeżdżali na łąki, gdzie były jedynie łagodne wzniesienia, Nagel pokazywał co potrafi. Wymijał wszystkie konie pomimo tego, że Menitia nie była tym zachwycona.

- On jest szybki jak wiatr!- zauważyła pewnego razu z uznaniem Melania.

Za którymś takim wybrykiem Nalega, gdy wszyscy podziwiali jego galop, Nabi się zdenerwowała.

- Ja też tak potrafię!- zarżała i znacznie przyśpieszyła.
- Co ty wyrabiasz?!- zawołała wystraszona Dana.

Nabi powoli dogoniła Nagela. Chwilę tak biegli razem po zielonej łące. Wkrótce musieli się zatrzymać, bo dobiegli do lasu i musieli zaczekać na Walera i Melanię. I znów dowództwo objęły małe kucyki. które pośród stromizn i niebezpiecznych uskoków były szybsze i zwinniejsze niż Nagel i jego mama.

Gdy nadszedł czas powrotu do Palmiduru wszystkim było trudno się rozstać. Szczególnie Nagel i Nabi długo się żegnali z Kostką i Weną. Dziękowali im za wszystkie chwile mile spędzone i za to, że pomogli im pozbyć się smutku. Obiecali również sobie, że znów się zobaczą. Kucyki z przykrością patrzały jak odjeżdżali. Wenie nawet łza w oku się zakręciła.

Menitia szła do stajni wesoło podśpiewując. Radosna była jak skowronek. Dzisiaj były jej urodziny. Miała już wszystko zaplanowane. Wiedziała jak spędzi ten dzień. Postanowiła sobie, że najpierw da Nagelowi marchewki, potem go wyczyści i pojadą na krótką wędrówkę. Chciała również poczęstować Landgrafa urodzinowym ciastkiem.

Gdy dotarła do stajni od razu poszła szukać Nagela, ale nigdzie go nie było- ani na pastwisku, ani w boksie. Zaskoczona poszła do siodlarni. Miała nadzieję spotkać tam Landgrafa, który powiedziałby gdzie jest jej pegziokon. W siodlarni czekała na nią miła niespodzianka. Wprawdzie nie było tam Landgrafa, ale na stole stał wielki tort i słodycze. Na ławeczce siedziała Dana i rodzice Meniti. Gdy solenizantka weszła do środka wstali i zaśpiewali jej „sto lat”. Następnie zaczęli składać życzenia. Uradowana Menitia z przyjemnością słuchała jak życzyli jej szczęścia i radości. Gdy zaczęła rozmawiać z rodzicami, Dana cichutko wymknęła się z siodlarni, aby po chwili wrócić wraz z Landgrafem, który prowadził Nagela.

- Nagel! Gdzie ty byłeś? -zawołała Menitia.
- Był z Landgrafem. Od teraz Nagel będzie twój!- odpowiedziała jej Dana.
- Co?- wykrztusiła.
- Tak, tak Menitia. Nie przesłyszałaś się. Od dziś to jest twój własny pegziokon. To jest twój prezent urodzinowy.- powiedział Landgraf. Menitia zaczęła skakać z radości i wszystkich po kolei mocno uściskała. Potem podeszła do Nagela, który miał przyczepioną u ogona niebieską kokardę. Patrzała na niego z miłością. Spełniło się jej największe marzenie – to o czym tak śniła. Nagel jest jej!
- Wiesz jak ja się namęczyłem z tą kokardą… O mało mnie nie kopną!- odezwał się Landgraf.

Menitia zaczęła się śmiać. Łzy szczęścia popłynęły jej po policzkach. Mama Meniti pokroiła tort i każdemu wręczyła kawałek. Kiedy wszyscy już zjedli, Landgraf zaproponował konną przejażdżkę. Dana na Nabi, mama Meniti na Bukiecie, tata na Wrzosie, Landgraf na karym Erydanie, a Menitia na swoim najukochańszym pegziokonie. Podczas powrotu do stajni, zatrzymali się na Wietrznym Pagórku i podziwiali z końskiego grzbietu zachód słońca. Gdy cała kraina skąpała się w ostatnich ciepłych promieniach, Nagel uniósł swój łeb wysoko i głośno zarżał, a echo dalej poniosło jego rżenie. Był tak samo zadowolony jak Menitia, że należą już tylko do siebie.

Dana potem jeszcze rozpaliło ognisko i gdy konie zmęczone po wędrówce odpoczywały, oni świętowali dalej ten niezwykły dzień. Menitia uśmiechnięta wpatrywała się w ogień i myślała o tym jakich ma wspaniałych przyjaciół, którzy potrafią ją niezwykle uszczęśliwić!

 

 

Dzisiaj stronę odwiedziło już 14 odwiedzający (19 wejścia) tutaj!
 
Kochajmy konie ! Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja